Challenger jest jednym z najpiękniejszych, najbardziej trafionych eksperymentów w dziedzinie retrodesignu. Wspaniale narysowane nadwozie w genialny sposób nawiązuje do dni największej chwały amerykańskiej motoryzacji, budząc samą stylizacją swego rodzaju uniesienie – na fali adrenaliny, której wydzielanie powoduje widok czegoś tak emanującego siłą. Ale to dopiero początek. Bo ten model Dodge’a to także demonstracja, że wciąż jeszcze w dzisiejszym świecie ugłaskanej, ugrzecznionej techniki w służbie walki z emisją CO2, nie każdy musi iść w nogę z proekologicznym hasłem na prywatnym sztandarze. To jest prawdziwy muscle-car!
A w wersji Hellcat to po prostu sposób na powiedzenie każdemu, żeby poszedł sobie na drzewo z całym tym globalnym ociepleniem.
Bo tu nie tylko mamy legendarny, kultowy silnik V8 6.2 Hemi. Tu mamy „biel jeszcze bielszą”: Hemi z kompresorem. Razem 717 KM i 880 Nm! Ale zanim zaczniecie podskakiwać, powtarzając te liczby, spróbuję Was powstrzymać: to są parametry bazowe…
Bo jeśli włączycie za pośrednictwem dotykowego ekranu wszystkie elementy systemu uruchamiającego tryb „Track” („Tor wyścigowy”) – a nie jest to proste, wymaga pewnych „czarów” z pilota kluczyka, chodzi o zabezpieczenie przed włączeniem niektórych opcji niechcący… – do dyspozycji zamiast widocznej na zdjęciu mocy „700+”, będziecie mieć CO NAJMNIEJ 780 KM i niemal 1000 Nm! Żeby było śmieszniej, tych danych nikt nie podaje oficjalnie – amerykańskie prawo wciąż zawiera kompletnie absurdalne zapisy związane z ubezpieczeniami. Walka z nimi trwa od… lat 1960. i nic nie wskazuje na to, by logika (i rzeczywistość) wygrała.